piątek, 31 stycznia 2014

Rollsy z serem, szynką i sosem musztardowym

W zamrażarce znalazłam dwie zabłąkane tortille, a że nie miałam ugotowanego obiadu, bo wbrew pozorom czasem i mnie brakuje czasu, gdy mam nawał pracy, to postanowiłam je szybko zagospodarować i zrobić coś ciepłego do zjedzenia. Wyszło fajnie i smacznie, a przede wszystkim dosyć szybko. Wzorowałam się na rollsach z jednej z sieciowych pizzerii, które miałam okazję jeść chyba dwa razy i bardzo mi smakowały.
Z jednej tortilli wychodzi 5 – 6 rollsów i prawdę powiedziawszy są na tyle sycące, że ciężko zjeść dwie tortille od razu (przynajmniej ja nie dałam rady).


Składniki na 4 tortille:
4 tortille  (użyłam pszennych)
4 duże plastry szynki (użyłam domowej polędwiczki, więc dałam jej więcej, bo plasterki małe)
4 łyżki startego cheddara (albo innego sera, np. goudy, edamskiego)
4 łyżki startej mozzarelli (takiej z bloku, nie z zalewy)

4 pełne łyżki gęstego jogurtu naturalnego
2 łyżeczki majonezu
2 łyżki musztardy francuskiej
1 łyżeczka musztardy sarepskiej
1 łyżeczka pikantnego keczupu
pieprz do smaku (ewentualnie sól, ale ja nie daję, bo pozostałe składniki są dla mnie wystarczająco słone)


Piekarnik nagrzać do 190 stopni (góra – dół). Wszystkie składniki sosu dokładnie wymieszać, doprawić pieprzem, ewentualnie solą. Spróbować i ewentualnie dołożyć jeszcze trochę musztardy (wg własnego smaku). Sery wymieszać. Na każdej tortilli rozsmarować po 1,5 łyżeczki sosu, ułożyć plaster szynki i posypać 2 łyżkami startego sera. Zwinąć w rulon (boki można złożyć do środka, podobnie jak przy krokietach – ja tego nie robię). Ułożyć na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia (łączeniem do dołu – jeśli tortilla się rozwija można wbić 2 namoczone w wodzie wykałaczki). Blachę wstawić do piekarnika i piec około 15 minut do zrumienienia – ser powinien się w tym czasie rozpuścić. Po upieczeniu po kroić na 5 - 6 części.
Podawać gorące z pozostałym sosem. 



czwartek, 30 stycznia 2014

Konkurs z marką Russell Hobbs

Chcę Was dziś zaprosić do wspólnej zabawy karnawałowej i konkursu, w którym można wygrać fajne nagrody. Organizatorem konkursu i sponsorem nagród jest Russell Hobbs, a mój blog (podobnie jak 13 innych) w tym pośredniczy. 
Aby wziąć udział w konkursie należy przede wszystkim zapoznać się z regulaminem konkursu


Zadanie konkursowe polega na tym, aby przygotować autorskie danie na karnawał (słodkie albo wytrawne), sfotografować je (aby nie było wątpliwości, że zdjęcie jest autorskie można dołożyć karteczkę z napisem Russell Hobbs - nie jest to jednak konieczne, ale mile widziane), napisać przepis, zasugerować jaki sprzęt marki Russell Hobbs mógłby być przy tym daniu wykorzystany (nie trzeba posiadać sprzętu) i wysłać na mój adres: margarytka75@vp.pl

Każdy mail musi być podpisany imieniem i nazwiskiem. 
Wszystkie zdjęcia i przepisy zostaną umieszczone w albumie na FB stworzonym specjalnie na potrzeby konkursu.
Prace można przesyłać od dziś, tj od 30 stycznia 2014 r od godziny 12.00 do 12 lutego 2014 r do godziny 23.59. 

Do maila musi być dołączone oświadczenie, którego treść znajduje się na ostatniej stronie regulaminu konkursu. 
 
Konkurs będzie przebiegał dwuetapowo.
W I etapie, spośród wszystkich zgłoszonych prac, zostanie wyłonionych 14 finalistów (po jednym z 14 blogów biorących udział w organizacji konkursu) i 42 wyróżnionych (po 3 z każdego bloga).
W II etapie 14 prac finałowych zostanie poddanych głosowaniu w aplikacji na stronie organizatora i spośród trzech prac, które uzyskają największą liczbę głosów Komisja konkursowa wybierze zwycięzcę całego konkursu.

Nagrody:

I miejsce: Robot planetarny Desire marki Russell Hobbs


14 finalistów otrzyma szatkownice Desire marki Russell Hobbs oraz zestawy gadżetów 



42 osoby wyróżnione otrzymają zestawy gadżetów marki Russell Hobbs

I jeszcze jedna ważna informacja – można zgłosić tylko jedną pracę w konkursie, ale mam nadzieję, że mimo wszystko chętnych nie zabraknie.

wtorek, 28 stycznia 2014

Zupa pomidorowa „porosołowa”

Bardzo lubię zupy, a pomidorowa zdecydowanie należy do zestawu tych ulubionych. I choć znacznie częściej gotuję szybką pomidorową z ryżem, to taka na rosole z dodatkiem makaronu pełnoziarnistego też od czasu do czasu na stole się pojawia. To najszybsza zupa pod słońcem, bo jej przygotowanie zajmuje jakieś 15 minut – akurat tyle ile ugotowanie makaronu do niej.
Do pomidorowej wykorzystuję przecier domowej roboty, a gdy mi się skończy to sięgam po tomaterę – gęsty przecierowy sok pomidorowy bez dodatków. Koncentratu pomidorowego używam niezwykle rzadko i przeważnie nie do zupy.
Aby zupa nie była zbyt wodnista miksuję marchewki, pietruszkę i kawałek selera z rosołu, co pozwala mi zagęścić zupę bez dodatku mąki czy śmietany. A i warzywa z rosołu zostają zagospodarowane. Zupa staje się kremowa i spokojnie można ją nie tylko zjeść z makaronem, ale również wypić w ramach kolacji czy śniadania – szczególne w mroźne dni. 


Składniki na 4 porcje:

1 - 1,2  l rosołu (u mnie drobiowy)
3 średniej wielkości marchewki z rosołu
1 mała pietruszka i kawałek selera z rosołu
500 ml domowego przecieru pomidorowego albo tomatery
1 pełna łyżka jogurtu naturalnego albo kilka łyżek słodkiej śmietany
sól i pieprz do smaku
cukier

250 g drobnego makaronu (wg uznania – ja lubię pełnoziarnisty)
opcjonalnie posiekana natka pietruszki albo koperek


Do kielicha blendera włożyć marchewki, pietruszkę, seler, jogurt albo śmietanę i wlać 250 ml zimnego rosołu, całość dokładnie zmiksować. Pozostały rosół doprowadzić do wrzenia, wlać przecier pomidorowy, zmiksowane warzywa z jogurtem, wsypać 1 czubatą łyżeczkę cukru, ewentualnie sól i pieprz do smaku (w zależności od tego jak mocno był doprawiony rosół) – u mnie ½ łyżeczki soli i świeżo zmielony pieprz. Całość doprowadzić do wrzenia, ale nie gotować.
Do miseczki albo talerza włożyć porcję makaronu, zalać gorącą zupą i podawać. Można posypać natką pietruszki albo koperkiem – wg uznania. 


niedziela, 26 stycznia 2014

"Dom pełen smaku" - recenzja

Jakiś czas temu w mojej domowej biblioteczce pojawiły się trzy książki Wydawnictwa Pascal. Dziś chcę Wam kilka słów powiedzieć o pierwszej z nich. Trochę trwało zanim zabrałam się za recenzję, ale zależało mi, aby nie tylko książki przekartkować, ale zagłębić się w ich treść. To oczywiście moje subiektywne wrażenia i nimi się dzielę.


Na pierwszy ogień poszła książka Basi Ritz pt. „Dom pełen smaku”. Autorka jest zwyciężczynią pierwszej edycji programu Masterchef. Nie oglądałam, więc książki nie oceniam przez pryzmat występu autorki w tym programie. Zupełnie nie wiem jak się zachowywała, co prezentowała ani jak gotowała. 


Gdy wzięłam tę książkę do ręki i ją otworzyłam to pomyślałam, że jest bardzo ładnie wydana. I rzeczywiście tak jest – dobrej jakości papier, bardzo ładne zdjęcia (choć akurat na fotografii to znam się słabiutko, żeby nie powiedzieć wcale). Jednym słowem pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Książka jest podzielona na kilka części i  każda jest poprzedzona wstępem autorki - taką nieco ckliwą kulinarną biografią, w której autorka opowiada o swoim dzieciństwie i jego smakach, o życiu w Kolonii, o podróżach i swoim udziale w programie. I właściwie te niewielkie kawałki są dla mnie w tej książce najciekawsze, bo poznaję człowieka, który za tymi przepisami stoi. 


Same przepisy zamieszczone w książce są proste, popularne, napisane bardzo jasnym i zrozumiałam językiem. I jeśli miałabym komuś polecić tę książkę to zdecydowanie osobom, które dopiero zaczynają przygodę z kuchnią. W książce można znaleźć przepis na zupę szczawiową czy kalafiorową, barszcz z uszkami, jak i recepturę na placuszki z jabłkami, zrazy, knedle czy pieczoną kaczkę. Są przepisy na klasyczne ciasta takie jak sernik, drożdżówka czy tort szwarcwaldzki i receptury na kilka znanych dań z kuchni różnych krajów. 
 Jednak, gdy tak przeglądałam tę książkę, karta po karcie, zatrzymywałam się na znanych mi przepisach to czułam ogromny niedosyt, bo ani przez chwilę, przy żadnym przepisie nie pomyślałam: „o, to chciałabym zrobić, tego spróbować”. Wszystko w mniejszym czy większym stopniu jest mi znane i dopiero ostatni przepis na pieczone jabłka faszerowane marcepanem i bakaliami z karmelem sprawił, że się uśmiechnęłam i pomyślałam, że ten przepis wypróbuję.
Tak więc książka, choć pięknie wydana, z pewnością nie jest książką, którą zgarnęłabym z półki w księgarni i zabrała do własnej kuchni... ale jest pozycją, którą chętnie kupiłabym na prezent moim koleżankom, które nie gotują albo dopiero stawiają pierwsze kroki w kuchni. 


Książka wydana przez Wydawnictwo Pascal
www.pascal.pl
Cena 49.90 zł

sobota, 25 stycznia 2014

Mielone z kaszą jęczmienną, zieloną pietruszką i majerankiem

Kaszę jadam od zawsze, ale kilka miesięcy temu zaprzyjaźniłam się z nią na nowo i to w zupełnie innych odsłonach. Jakiś czas temu były na blogu kotlety mielone z marchewką i kuskusem. A dziś są z kaszą jęczmienną i zieloną pietruszką. Wyszły pyszne, soczyste i zdecydowanie smaczniejsze niż klasyczne – przynajmniej dla mnie. Jedynym dodatkiem były buraczki na ciepło. Podobne kotlety robiłam z kaszą gryczaną niepaloną i też były przepyszne. Zachęcam do spróbowania. 


Składniki na 8 kotletów:

350 g mięsa (ja użyłam chudego mięsa z szynki, ale może być każde inne)
100 g kaszy jęczmiennej (użyłam w woreczku)
1 duża cebula
1 ząbek czosnku
3 łyżki posiekanej zielonej pietruszki
2 łyżki majeranku
1 jajko
2 – 4 łyżki bułki tartej albo kaszy manny (choć wg mnie bułka sprawdza się lepiej)
kilka łyżek zimnej wody (w zależności od kleistości masy)
sól – ja daję ½ łyżeczki ale solę niewiele, więc można trochę więcej
½ łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
szczypta ostrej papryki

2- 3 łyżki masła klarowanego albo oleju do smażenia (u mnie olej rzepakowy)


Mięso zemleć (ja wykorzystałam przystawkę do robota Chef Titanium), cebulę obrać i zetrzeć na tarce na drobnych oczkach, czosnek przecisnąć przez praskę. Kaszę ugotować na sypko z dodatkiem soli. Do mięsa dodać kaszę, cebulę, czosnek, posiekaną zieloną pietruszkę. Wbić jajko, wsypać sól, pieprz, paprykę, majeranek i 2 łyżki bułki tartej, wyrobić na gładką masę – jeśli jest mało zwięzła dodać jeszcze 2 łyżki bułki tartej i trochę bardzo zimnej wody. Ważne, aby masa była dobrze wyrobiona i się nie rozsypywała, bo inaczej kotlety się rozpadną.
Na patelni rozgrzać tłuszcz. Z masy uformować kotleciki i bez obtaczania w bułce czy mące włożyć na rozgrzany olej/masło. Smażyć z obu stron na rumiano na wolnym ogniu. Podlać kilkoma łyżkami wody, przykryć pokrywką i dusić około 10 minut.
Świetnym dodatkiem są buraczki na ciepło, ale również sos grzybowy będzie doskonałym dodatkiem. Można podać z ziemniakami, ale skoro w kotletach jest kasza to dla mnie ziemniaki są zbędnym dodatkiem. 


 

środa, 22 stycznia 2014

Coś słodkiego na karnawał

Karnawałowe szaleństwo trwa, więc i słodkości goszczą na wielu na stołach. W jednym poście zebrałam te, które mnie w jakiś sposób z karnawałem się kojarzą... jeszcze pewnie dojdą inne, ale na chwilę obecną zamieszczam to, co już na blogu można znaleźć i wykorzystać (kliknięcie w nazwę albo zdjęcie przeniesie do konkretnego przepisu).


http://margarytka.blogspot.com/2011/02/paczki.html









http://margarytka.blogspot.com/2012/02/serowe-ciasteczka-z-marmolada.html
















poniedziałek, 20 stycznia 2014

Kopiec kreta

To popularne ciasto „z torebki” można z powodzeniem zrobić równie szybko bez użycia gotowców. U mnie bazą do kopca kreta jest ciasto czekoladowe mojej babci. Zmniejszyłam proporcje i ciasto okazało się idealne do tego czekoladowo - bananowo – śmietanowego wypieku.
Do usztywnienia śmietany można użyć żelatyny, agaru albo zagęstnika do śmietany np. fixu. Ciasto jest dosyć proste do przygotowania. 


Składniki na 8 -10 porcji (tortownica o średnicy 25 cm):

150 g miękkiego masła
150 g cukru pudru
200 g mąki pszennej tortowej
1 łyżka cukru waniliowego (dałam domowy)
3 duże jajka
2 czubate łyżki ciemnego kakao
2 czubate łyżki startej na drobnych oczkach gorzkiej czekolady
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
190 ml (ok. ¾ szklanki) mleka

500 ml śmietanki kremówki (użyłam 30 %, ale może być 36 %)
2 łyżki cukru pudru - dałam domowy cukier puder waniliowy (można dać więcej jeśli ktoś lubi bardziej słodkie wypieki)
2 fixy do śmietany
50 g wiórków z ciemnej czekolady (można zetrzeć czekoladę albo wykorzystać gotowe płatki czekoladowe)
3 średniej wielkości banany (ważne, aby nie były przejrzałe i nie miały brązowych plam)

 


Mąkę, kakao i proszek do pieczenia przesiać przez sito i wymieszać. Żółtka oddzielić od białek. Masło utrzeć z cukrem pudrem i cukrem waniliowym na puszystą masę (mnie wyręczył robot). Dodawać po jednym żółtku i ciągle ucierać. Następnie dodawać porcjami mąkę z kakao i mleko, cały czas ucierając. Na koniec dodać tartą czekoladę i wymieszać. Masa powinna być jednolita i gładka. Białka ubić na sztywno i delikatnie wmieszać do masy.
Gotowe ciasto przelać do tortownicy posmarowanej masłem i posypanej kakao. Masę wyrównać i wstawić blaszkę do nagrzanego do 180 stopni (góra – dół) piekarnika i piec około 40 – 45 minut, do tzw. suchego patyczka.
Gdy ciasto ostygnie przeciąć je na pół, ścinając górę – zostawiając mniej więcej 2 – 2,5 cm ciasta od dołu. Ze środka wybrać część ciasta zostawiając cienki spód i boki. Ściętą górę i wybrany środek drobno pokruszyć. Banany przekroić wzdłuż na pół i poukładać na cieście (przecięciem do dołu).
Śmietanę ubić na sztywno, dodając pod koniec ubijania cukier puder wymieszany ze śmietanfixem. Do dobrze ubitej śmietany wsypać wiórki czekoladowe i delikatnie wmieszać je do śmietany. Masę wyłożyć na banany tworząc lekki kopczyk, a następnie całość obsypać pokruszonym czekoladowym ciastem, lekko dociskając je do masy śmietanowej. 
Gotowe ciasto można przechowywać w lodówce do 2 dni. 




środa, 15 stycznia 2014

Buraczki na ciepło (zasmażane)

Uwielbiam buraczki chyba pod każdą postacią – na ciepło, na zimno, z chrzanem, z jabłkiem, z papryką, z cebulą, a także w barszczu. Jesienią, gdy buraczki są najsmaczniejsze i najtańsze przygotowuję słoiczki z burakami, które w zasadzie są już gotowe do spożycia. Do tych grubo tartych wystarczy dodać np. cebulkę albo jabłko, a te drobne zasmażyć. I ja z takich buraczków korzystam i szczerze polecam, bo to wygodne rozwiązanie.
Gdy ma się gotowe słoiki z burakami, to przygotowanie takiej jarzynki trwa 5 minut, więc zdecydowanie warto je zawekować jesienią (mnie przygotowanie 30 słoiczków zajęło godzinę – u pana na targu zamówiłam sobie buraki parowane, więc wystarczyło je obrać, doprawić, zapakować do słoiczków i zapasteryzować).
Jednak przepis podam od podstaw, aby każdy mógł je przygotować. Są różne szkoły przygotowywania takich buraczków - raz się skusiłam i zrobiłam z dodatkiem mleka, ale już nigdy więcej takich nie przygotuję, bo niespecjalnie mi smakowały. Zostanę przy sposobie, który znam od lat, bo tak przygotowywała buraczki na ciepło moja babcia i mama. I takim przepisem się dzielę. Buraczki można ugotować albo upiec (np. przy okazji pieczenia chleba czy ciasta). Ja polecam pieczone, bo zachowują wszystkie soki i są przepyszne.
Na blogu jest już surówka z pieczonych buraczków z cebulką i jabłkiem, dziś zapraszam na ciepłą wersję. Tak przygotowane buraczki są świetnym dodatkiem do zrazów, bitek, pieczeni, gulaszów, pieczonej kaczki czy gęsi


Składniki na 4 porcje:
800 g buraków (polecam te podłużne i najlepiej niewielkie)
¼ łyżeczki soli
szczypta pieprzu
1 łyżka cukru
sok z cytryny albo ocet (ja wolę ocet)
1 płaska łyżka świeżego masła (nie margaryny!)
1 płaska łyżka mąki pszennej (u mnie wrocławska, ale może być każda inna pszenna jasna)


Buraki opłukać i ugotować do miękkości w wodzie (zalać buraki zimną wodą i gotować do miękkości – około godziny od zagotowania) albo zawinąć w folię, włożyć do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i piec około 1,5 godziny (np. przy okazji pieczenia chleba albo ciasta).
Ugotowane buraki ostudzić, obrać i zetrzeć na tarce, na której ściera się ziemniaki na placki ziemniaczane albo posłużyć się robotem z tarką. Ważne, aby były starte bardzo drobno.
W rondelku rozpuścić masło, wsypać mąkę i energicznie ją wymieszać z masłem tworząc jasną zasmażkę. Dodać starte buraki, wsypać sól, pieprz, cukier i wlać 1 łyżkę octu albo zakwasić sokiem z cytryny. Zagotować często mieszając. Spróbować i ewentualnie doprawić do własnego smaku cukrem czy octem. I gotowe. 



niedziela, 12 stycznia 2014

Tort na pięćdziesiątkę Zielonookiego

Ten tort, a właściwie dwa torty zrobiłam na październikowe urodziny Zielonookiego i zupełnie zapomniałam, że obiecałam Wam przepis. Niestety, pracowałam nad tortem pod presją czasu (wieczorem) i nie obeszło się bez przygód i praktycznie nie mam zdjęć z etapu przygotowania i składania tortów. A z pewnością nieprędko powtórzę coś takiego, więc proszę o wybaczenie, ale postaram się w miarę dokładnie wszystko opisać.
Tort składa się z dwóch tortów. „5” to tort czekoladowo – miętowy, a „0” to tort czekoladowo – mandarynkowy. Oba wyszły pysznie i smakowały świetnie.  Szczególnie czekoladowo - miętowy zdobył uznanie, bo był inny.
Miałam małą przygodę, bo pierwszy raz w życiu masa czekoladowa mi się zwarzyła i do teraz nie wiem, co było tego przyczyną, bo wszystko robiłam „jak zawsze”. No i niestety nie dało się jej nijak uratować. Tak więc po 20.00 jeszcze jechałam do  sklepu po mascarpone i śmietanę. Druga masa, zrobiona dokładnie w ten sam sposób wyszła już bez najmniejszego problemu, czyli jak zawsze. Tort nie jest trudny, jest tylko czasochłonny, bo tak naprawdę przygotowuje się dwa osobne torty. Ale jak się rozłoży pracę i biszkopty upiecze dzień wcześniej to idzie szybko. 
Nie dodawałam tym razem do kremu żelatyny, bo tort nie był robiony w pełni lata, więc temperatura nie zmuszała do zastosowania tego dodatku.
Ja piekłam biszkopty okrągłe, bo miałam takie cyfry, które dobrze się w okrąg wpisywały, ale równie dobrze można upiec biszkopty kwadratowe, jeśli mamy inne cyfry do wycięcia. Np. "4" czy "7" lepiej będzie się wycinać z biszkoptu kwadratowego.  


Składniki na biszkopt czekoladowy (tortownica o średnicy 26 cm):
6 dużych jajek
1 szklanka drobnego cukru do wypieków (nie pudru)
½ szklanki mąki ziemniaczanej
½ szklanki mąki pszennej tortowej
½ szklanki dobrego ciemnego kakao
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżeczki octu (daję zwykły spirytusowy 10%)


Składniki na biszkopt jasny (tortownica o średnicy 26 cm):
6 dużych jajek
1 szklanka drobnego cukru do wypieków (nie pudru)
¾ szklanki mąki pszennej tortowej
½ szklanki mąki ziemniaczanej
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
2 łyżeczki octu (zwykły, spirytusowy 10 %)

Składniki na krem czekoladowo – miętowy:
500 g schłodzonego serka mascarpone
350 ml schłodzonej śmietanki kremówki (30 – 36%)
200 g gorzkiej czekolady (zawartość kakao 70%)
10 listków miętowych after eight (ja miałam prostokątne czekoladki, ale mogą być okrągłe)
2 łyżki likieru albo syropu miętowego
opcjonalnie 2 łyżki cukru pudru

Składniki na biały krem czekoladowy:
500 g schłodzonego serka mascarpone
350 ml schłodzonej śmietanki kremówki (30 – 36%)
200 g białej czekolady
opcjonalnie 2 łyżki cukru pudru

Poncz do tortu ciemnego:
125 gorącej ml wody
2 łyżeczki cukru
1 łyżka soku z cytryny
2 łyżki likieru miętowego (można zastąpić syropem, ale wtedy nie dodawać cukru)

Poncz do tortu jasnego:
125 ml gorącej wody
2 łyżeczki cukru
1 łyżka soku z cytryny
2 łyżki koniaku

Dodatkowo:  
1 słoik kwaskowatego dżemu (u mnie domowy przecierany dżem agrestowy)
100 g płatków migdałowych
1 puszka mandarynek 
płatki z białej i ciemnej czekolady
perełki cukrowe do ozdoby

Biszkopty najlepiej upiec dzień albo dwa wcześniej, aby lekko obeschły, będą się lepiej kroić i przekładać (wszak i tak będą nasączone).



Biszkopt ciemny:
Dno tortownicy o średnicy 26 cm wyłożyć papierem do pieczenia albo wysmarować masłem i oprószyć mąką. Oba rodzaje mąki i kakao przesiać przez sito i wymieszać.
Białka oddzielić od żółtek (białka do dużej miski, żółtka do mniejszej). Do białek dodać szczyptę soli i ubić na sztywną pianę (mnie wyręczył w ubijaniu robot Chef Titanium Kenwood) dodając partiami cukier (nie wszystko na raz). Gdy piana będzie dobrze ubita, to do miseczki z żółtkami wsypać proszek do pieczenia i wlać 2 łyżeczki octu. Szybko wymieszać – żółtka zrobią się prawie białe i będą „pączkować” (zwiększy się ich objętość, więc miseczka nie może być za mała). Od razu przełożyć żółtka do białek i ubijać mikserem około 2 minuty – aż masa będzie jednolita i gęsta. Wsypać mąkę (partiami – na 2 – 3 razy) i delikatnie połączyć z masą jajeczną mieszając delikatnie od spodu (nie robię tego już mikserem, a szpatułką). 
Ciasto przelać do tortownicy, wstawić do lekko nagrzanego piekarnika. Piec około 40 minut w 160 -175 stopniach (u mnie termoobieg 160 stopni) do tzw suchego patyczka. Wyciągnąć, zostawić na 5 minut. Odwrócić spodem do góry i wyłożyć na deskę, po 5 minutach przełożyć na kratkę i zostawić na kratce do wystygnięcia. 


Biszkopt jasny:
Dno tortownicy o średnicy 26 cm wyłożyć papierem do pieczenia albo posmarować masłem i posypać mąką. Oba rodzaje mąki przesiać przez sito i wymieszać. Żółtka oddzielić od białek. Białka ubić z cukrem na sztywną pianę. Do żółtek dodać proszek do pieczenia i ocet, szybko wymieszać (masa spieni się i odbarwi) i dodać do białek. Ubić, a na końcu dodać obie mąki na 2 - 3 razy i delikatnie wymieszać szpatułką. Ciasto przelać do tortownicy. Piec około 40 minut, 160 - 170 stopni (ja piekę w termoobiegu na 160 stopni). Wyciągnąć z piekarnika, zostawić na 5 minut. Odwrócić spodem do góry i wyłożyć na deskę, a po 5 minutach przełożyć na kratkę i zostawić do wystygnięcia. 


Każdy z biszkoptów przeciąć na trzy równe krążki (ja to robię nitką – dokładnie opisałam to TUTAJ).
Z dwóch kartek białego papieru przygotować szablon cyfr 5 i 0 – cyfry muszą być dosyć szerokie, ale powinny mieć zachowane proporcje (tu wykazał się Zielonooki, w końcu jego techniczne wykształcenie przydało się w kuchni – a tak naprawdę po po prostu ja zrobiłam w tym czasie coś innego, więc bardzo mi pomógł przygotowując szablon).
Przyłożyć szablon papierowy do biszkoptu (można przypiąć szpilkami) i wyciąć cyfry z poszczególnych krążków biszkoptu – łatwiej to zrobić, gdy biszkopt już jest pokrojony na krążki, niż gdy jest w całości (wtedy zistnieje ryzyko, że boki będę krzywe). Ja z ciemnego biszkoptu wycięłam „5”, a z jasnego „0”. 


Przygotować poncz do obu tortów:
Przygotować 2 filiżanki. Do każdej wlać 125 ml wody i wsypać po 2 łyżeczki cukru i rozmieszać. Zostawić do wystygnięcia i dodać sok cytrynowy. Do jednej wlać likier miętowy, do drugiej koniak.
Płatki migdałowe wsypać na suchą patelnię i uprażyć – ale uważać, aby ich nie połamać i nie przypalić, a jedynie lekko zrumienić. Mandarynki dobrze odsączyć z zalewy.

Przygotować krem ciemny:
 Do miseczki wlać 2 łyżki śmietany kremówki, 2 łyżki likieru albo syropu miętowego, wrzucić połamaną na małe kawałki ciemną czekoladę i pokruszone miętowe czekoladki. Miseczkę ustawić na garnuszku z gorącą wodą i rozpuścić w kąpieli wodnej. Odstawić do przestygnięcia (w tym czasie od razu rozpuszczam białą czekoladę do jasnego kremu).
Serek mascarpone przełożyć do miski (u mnie misa robota), wlać śmietanę kremówkę i ubić razem na puszystą, gęstą masę. Dodać rozpuszczoną, przestudzoną, ale ciągle płynną czekoladę i dokładnie wymieszać z masą serowo – śmietanową. Spróbować i ewentualnie dosłodzić cukrem pudrem (ja nie dodawałam już cukru, bo wg mnie czekoladki dały dosyć słodyczy). I krem gotowy. Wstawić do lodówki i przygotować drugi krem.

Przygotować krem jasny:
Do miseczki wlać 3 łyżki kremówki, wrzucić połamaną białą czekoladę i rozpuścić w kąpieli wodnej. Odstawić do przestygnięcia.
Serek mascarpone przełożyć do miski, wlać śmietanę kremówkę i ubić razem na puszystą, gęstą masę. Dodać rozpuszczoną, przestudzoną, ale ciągle płynną białą czekoladę i wymieszać. Można dosłodzić cukrem pudrem, jednak wg mnie nie ma takiej potrzeby, bo czekolada jest dosyć słodka. I drugi krem gotowy. Jasny krem wstawić do lodówki, a ciemny wyciągnąć.

No i teraz czas na składanie tortów. Najlepiej zrobić to po kolei, najpierw jeden tort, potem drugi. Ja zaczęłam od ciemnego. Dobrze jest przygotować sobie podkładki z grubej tekturki (wykorzystałam białe krążki tortowe, które trochę bokami przycięłam) – będzie potem łatwiej przenieść na paterę.
Krem podzielić na trzy części – dwie równe, jedną trochę większą, bo musi wystarczyć na górę i boki.
Pierwszy blat tortu ułożyć na podkładce, nasączyć ponczem (można to zrobić za pomocą pędzla – ja wykorzystuję zwykłą małą łyżeczkę), posmarować cienką warstwą dżemu. Wyłożyć jedną część kremu, wyrównać i przykryć drugim blatem biszkoptu, który również nasączyć i pokryć warstwą kremu. Przykryć ostatnią częścią biszkoptu, nasączyć i posmarować kremem górę i boki tortu.
Boki tortu obsypać płatkami migdałowymi (jest z tym przyklejaniem trochę roboty), a górę udekorować perełkami – środek wypełnić płatkami z ciemnej czekolady. Tort wstawić do lodówki. 

Wyciągnąć z lodówki jasny krem i złożyć drugi tort. Krem, podobnie jak w przypadku tortu ciemnego podzielić na trzy części. Jeden blat biszkoptu ułożyć na podkładce i skropić przygotowanym ponczem, posmarować warstwą dżemu. Wyłożyć jedną część kremu, rozsmarować. Przykryć drugim blatem biszkoptu, który nasączyć, posmarować warstwą kremu, ułożyć dobrze odsączone mandarynki, wcisnąć je delikatnie w krem i przykryć trzecim blatem biszkoptu, nasączyć i posmarować kremem górę i boki tortu (również w środku „0”). Boki obłożyć płatkami migdałowymi, górę udekorować perełkami cukrowymi i posypać płatkami z białej czekolady. I gotowy tort wstawić do lodówki.
Tort powinien postać w lodówce kilka godzin, aby krem się zespolił, a perełki cukrowe zmiękły (nabiorą wilgoci z kremu, będą miękkie i nikt zębów nie połamie). 





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...